Taką „Burzę” to ja kupuję

2 sierpnia 2024
Burza. Regulamin wyspy fot. Dawid Linkowski (1)
Burza. Regulamin wyspy fot. Dawid Linkowski (4)
Burza. Regulamin wyspy fot. Dawid Linkowski (3)
Burza. Regulamin wyspy fot. Dawid Linkowski (2)

Marzy mi się, żebym, tak jak wybieram w drogerii kosmetyki nie testowane na zwierzętach, mogła kupując bilet na spektakl dostać gwarancję, że nikt nie ucierpiał przy jego powstawaniu – powiedziała jedna z widzek po przedstawieniu „Burza. Regulamin wyspy” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej.
Taką burzę to ja rozumiem – spektakl Minkowskiej poruszył w sensie dosłownym sceną Wybrzeża, że wywołał huragan emocji i poderwał widownię do owacji na stojąco. Opolskie przedstawienie to najjaśniejszy jak dotąd punkt programu Szekspirowskiego. Prezentowane w Teatrze Wybrzeże i wykorzystujące do maksimum możliwości techniczne wyremontowanej sceny olśniewa od strony wizualnej i przekonuje aktorsko. Ale przede wszystkim robi wrażenie przemyślaną, spójną z dramaturgią szekspirowskiego tekstu, bardzo aktualną, trafiającą w sedno problemów współczesnego teatru, a zarazem uniwersalną koncepcją. Jest ważnym głosem w toczącej się publicznie debacie, w której wykuwa się kształt przyszłych, wolnych od przemocy instytucji, a zarazem obrazem dysfunkcyjnej rodziny. I w jeszcze jednym, uniwersalnym wymiarze – obrazem świata mikro, na którym odciskają swój ślad zdegenerowane mechanizmy obowiązujące w skali makro, zarządzane przez wielki biznes i wielką politykę.
W wersji Minkowskiej i dramaturga Jana Czaplińskiego wyspą jest teatralna scena, a grany przez Bartosza Woźnego Prospero – reżyserem. Choć skojarzenia z Krystianem Lupą nasuwają się nieuchronnie i są w kreacji Woźnego jak najbardziej uprawnione, to tak naprawdę chodzi o uniwersalną figurę artysty-demiurga, twórczego autorytetu owładniętego kryzysem, zmagającego się z twórczą impotencją, usiłującego wobec zmieniającego się świata używać wciąż tych samych metod i narzędzi, opartych na manipulacji i przemocy. Sceniczny świat wymyka się Prosperowi z rąk – wierny asystent i aktor Ariel (Judyta Paradzińska), którego przed laty „stworzył”, wyciągając z prowincjonalnego teatru i uzależniając od siebie, już podjął decyzję o odejściu, do córki Mirandy (Monika Stanek), również aktorki, coraz wyraźniej dociera, że obsesja ojca na punkcie jej dziewictwa ma ją odseparować od zewnętrznego świata i prawdziwego życia. Młodego aktora grającego Ferdynanda (Jakub Klimaszewski) autorytet mistrza nie powstrzymuje przed buntem. Trinkulo i Stefano (Kacper Sasin i Konrad Wosik) wraz z Kalibanem (Piotr Stanek), który w tej opowieści jest tancerzem, próbują stworzyć swój własny, wolny od hierarchii i przekroczeń teatr, jednak ponoszą fiasko – okazuje się, że stare, toksyczne schematy są w nich tak silnie wdrukowane, że szybko infekują nową strukturę. Wydaje się, że największe szanse na odbicie się od brzegów wyspy i na zbudowanie nowego, lepszego świata mają Miranda i Ferdynand, którzy nie boją się ryzyka, że ich wolny od konfliktów teatr będzie nudny.
W „Burzy” teatr w teatrze staje się piętrową konstrukcją, w dodatku obróconą do góry dnem – nieprzypadkowo Minkowska więzi panów świata toczących walki o władzę, umieszczając ich w szklanym boksie. Polityków, ekonomistów, biznesmenów i prawników obserwujemy trochę jak eksponaty w muzeum, trochę jak rzadkie okazy w zoo, oni z kolei, patrząc na wyspę przez szybę, widzą zniekształcony jej obraz, co nie przeszkadza im w tworzeniu regulaminu, dzięki którym mogliby ją sobie podporządkować. Manipulacje Antonia (Rafał Kronenberger) są tu widoczne jak na dłoni. Stąd, z tej szklanej góry, płynie wzorzec struktury, która zaraża wszelkie pomniejsze systemy. Regulaminów jest tu zresztą więcej – kolejny tworzą w opozycji do dyktatorskiego systemu Prospera Trinkulo, Stefano i Kaliban, zaczątek własnego formułują w finale Miranda i Ferdynand. I choć wydaje się, że twórcy spektaklu traktują te kodeksy z dystansem, to jednak nie podważają sensu ich istnienia, zderzając je z chaosem spektaklu, który powstaje bez zasad.
„Robak teatru pożarł cię, tatusiu, i zostały tylko kosteczki” – mówi Miranda do Prospera pokonanego przez trujący koktajl niespełnionych ambicji i frustracji, kiedy okazuje się, że stare metody zawiodły i mechanizm wyspy zacina się, odporny na jego czary. Koncepcja wpisania spektaklu w ramy debaty o przemocy w teatrze niosła w sobie ryzyko osunięcia się w satyrę, w karykaturę. Tymczasem Minkowska i Czapliński proponują nam gorzką opowieść, w której wizerunek teatralnego życia odbity w krzywym zwierciadle jest równoważony czułym, empatycznym spojrzeniem, obejmującym zarówno młodych wrażliwców, jak i mistrza-tyrana, za którego fiaskiem stoi zarówno własny egotyzm, jak i system, który nigdy dotąd nie postawił mu szlabanu. Ariel i Miranda, opuszczają Prospera, ratując przede wszystkim siebie. Ale robią to też dla niego, w instynktownym przeczuciu, że tylko pozbawiona ratunkowego zaplecza konfrontacja z własnymi demonami może go skłonić do opamiętania.
„Burza” Minkowskiej i Czaplińskiego w ciekawy sposób zderza się z prezentowanym w piątek na festiwalu poznańskim spektaklem Jana Klaty, który swój „Sen nocy letniej” zaprawiony przemocą przeplata z satyrą na wyzbyty z niej nowy teatr, który w jego ujęciu zamienia się w zabawę niedojrzałych przedszkolaków, śmieszną utopię, która nie może skończyć się niczym innym, jak katastrofą. Niby o tym samym, ale zupełnie inaczej – wokół wspólnych wątków powstały dwa biegunowo odległe przedstawienia. Tam gdzie u Klaty są czarno-biały podział i środowiskowe żarty, dla części widowni zwyczajnie niezrozumiałe, Minkowska buduje przestrzeń dla niuansów i bardziej uniwersalnej opowieści, otwartej na szeroką publiczność, która może znaleźć w „Burzy” odzwierciedlenie systemów organizujących życie na innych niż teatr poziomach.
Oglądanie „Burzy” budzi podziw dla spójności, w której przemyślana koncepcja opowieści spotyka się z inscenizacyjnym konceptem, na który obok obudzonej mechaniki sceny pracują zespoły aktorów i tancerzy – ci ostatni poszerzają kluczowe postaci, budując wewnętrzne światy ich podświadomości, ukrytych motywacji. Przy tym wszystkim Minkowska z wyczuciem komponuje emocjonalną amplitudę spektaklu, w której jest miejsce na gorycz, śmiech, ale też wzruszenie, które pojawia się w najmniej oczywistych sytuacjach, ogniskując się wokół postaci Prospera, największego przegranego tej opowieści. Zamiast ojcobójczego gestu wplata w nią rozdzierające serce rozstania ojca i córki, reżysera i aktorki. Niezbędne, żeby proces uzdrowienia dla obu stron mógł się rozpocząć.

Magdalena Piekarska