Szekspir jako recepta na szkorbut

2 sierpnia 2024
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (2)
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (3)
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (1)

Dulak przenosi „Burzę” na pokład uwięzionego na lodowej pustyni statku polarników. To zabieg, którzy przynosi bardzo ciekawe, świeże spojrzenie na dramat Szekspira.

W prezentacji „Ekspedycja >>Burza<<”, startującej w konkursie o laur Nowego Yoricka, wyreżyserowanej przez Alexandra Dulaka, powstałej we współpracy z warszawskim Teatrem Studio, w intrygujący sposób przecięły się dwie strategie – jedna często pojawiająca się na festiwalu, obecna nawet i w tym roku, druga – obecna w ostatnich latach w teatrze i szerzej: kulturze.

„Burza” śnieżna

Pierwsza to przepisanie tekstu dramatu, przefiltrowanie go przez odległy od pierwotnego kontekst, umieszczenie go w zupełnie innej sytuacji, przy zachowaniu jego najważniejszych elementów narracyjnych i dramaturgicznych. Podobny zabieg zastosowali Katarzyna Minkowska i Jan Czapliński, którzy wspólnie przygotowali scenariusz tegorocznego konkursowego spektaklu „Burza. Regulamin wyspy”. U nich „Burza” odbywa się w teatrze, publiczność ogląda inscenizację, która udaje próbę spektaklu. W „Ekspedycji” pojawia się jeszcze jeden poziom: tu teatr wykorzystywany jest jako sposób na trzymanie się za wszelką cenę życia, w sytuacji na granicy śmierci.
Są tu więc trzy poziomy narracji: historia o zablokowanej w lodowej pułapce ekspedycji polarnej, opowieść o zorganizowanej ad hoc spośród uczestników wyprawy trupie teatralnej, której działania mają odciągnąć uwagę polarników od nudy, głodu i niebezpieczeństw, a wreszcie – „Burza”, którą polarni pionierzy próbują grać, umierając z zimna, głodu i chorób. Szkodzi im głównie szkorbut, do którego nawiązanie zostało zresztą bardzo pomysłowo wykorzystane w przebiegu akcji: polarnicy grają w kości, które zaczynają się mieszać z wypadającymi zębami.
Osoby tworzące ten spektakl za kulisami i te pojawiające się na scenie sprawnie prowadzą te trzy wątki, przeplatając je nieustannie, co tworzy ciekawe napięcie – kapitan jest jednocześnie władcą szekspirowskiej wyspy, jego tożsamość i jego działania: kierowanie przebiegiem akcji i działaniami podległych sobie ludzi, są niejako zmultiplikowane. Podobnie jest w przypadku wszystkich innych postaci. To ich potrójne życie jest intrygującą, wielopoziomową łamigłówką tożsamości i statusu.

Zimownicy na ekranie i na scenie

Drugi ciekawy pod względem kulturowym i inscenizacyjnym motyw, obecny w tej prezentacji, to umieszczenie akcji w lodowej pustyni. Temat polarnych stacji badawczych czy szerzej: polarnictwa, powraca w ostatnim czasie w kulturze nader często. Nic dziwnego: odcięta od świata, zamknięta przestrzeń jest przecież znakomitym laboratorium emocji, odruchów i reakcji. Małe społeczności, zdane, a jednocześnie – skazane na siebie, są znakomitą synekdochą masowych zjawisk i procesów.
Przykłady wykorzystania takiego pomysłu można znaleźć choćby w filmie – ostatni, arcyciekawy przypadek, to pełnometrażowy dokument „Syndrom zimowników” Piotra Jaworskiego, który trafił do dystrybucji w czasie pandemii, w związku z czym pozostał niesprawiedliwie niezauważony. A to znakomity obraz tego, jak zachowują się ludzie pozbawieni kontaktu z resztą świata, poddawani presji czysto fizycznej: przez mróz, wiatr czy brak światła, jak i psychicznej: przez, w tym przypadku, kogoś z nadmiernymi ambicjami, kto chce sterować życiem i emocjami innych.
Scenerię stacji polarnej wykorzystuje też teatr – akcja „12 prac Marii Byrd”, spektaklu w reżyserii Pawła Sablika na podstawie tekstu Mariusza Gołosza, który miał premierę w grudniu 2023 roku w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, dzieje się właśnie na stacji polarnej. Zamknięci tam pracownicy, zatrudnieni przez wielką korporację, obok oczywistych trudności życia i pracy w takich warunkach, są jeszcze dodatkowo poddawani naciskom ze strony firmy, dla której zyski są ważniejsze niż dobrostan pracowników.

Inuit gasi światło

W prezentacji Dulaka wątek odcięcia, samotności i niebezpieczeństwa ma niezwykle ważną rolę – mocno wpływa na sytuację bohaterów i determinuje wiele ich zachowań. Działa też na płaszczyźnie czysto estetycznej – śnieżne zaspy z białej folii, choć proste, wyglądają tak bardzo sugestywnie, że publiczność niemal zaczyna marznąć.
Na jeden z głównych planów tej opowieści wysuwa się natomiast wyrastający z narracji o podbijaniu nieznanych lądów wątek kolonialny – postacią, która krąży wokół kręgu polarników z zachodniego świata, jest przedstawiciel rdzennej ludności. Początkowo lekceważony i wykorzystywany, z czasem staje się najważniejszym bohaterem tego dramatu, tym, który – symbolicznie rzecz ujmując – gasi światło.
Prezentacja przygotowana przez zespół pod kierunkiem Alexandra Dulaka już w tym momencie, na poziomie work in progress, jawi się jako bardzo oryginalne, świeże i ciekawe spojrzenie na twórczość Szekspira. Reżyser zapowiada, że chciałby rozwinąć projekt do formuły pełnego spektaklu – już dziś można w ciemno zakładać, że będzie to przedstawienie warte zainteresowania.

Przemysław Gulda