Odi ergo sum
Wyblakły cień serca wbitego niczym strzała Kupidyna w niedookreślony przedmiot jest jedynym obrazem w programie wręczanym przed rozpoczęciem performansu tanecznego Piotra Mateusza Wacha. Po chwili poszukiwań widzowie mogą odnaleźć ów przedmiot w minimalistycznej scenografii, na którą składa się jedynie krzesło z wyrwanym oparciem i czerwona opaska na głowę z sercami przypominającymi zwierzęce uszy – groteskowa korona zapowiadająca narodziny stwora w człowieku.
Spektakl jest ciągłym nabieraniem rozpędu, zapętleniem ruchów, które obrazują kolejne zbrodnie – szczególnie zapada w pamięć sekwencja powtarzanej dekapitacji widocznej w cieniu aktora. Światło i ciemność są tu kolejnymi aktorami. Może głowy tracą nie tylko ofiary, ale i sam Ryszard. Z czasem choreografia nabiera mechanicznego charakteru, a spojrzenie aktora staje się puste. Odżywa, gdy przestaje mordować i lustruje wzrokiem oświetloną widownię. Ciężko powiedzieć, czy szuka kolejnej ofiary, czy duszy, która go zrozumie, powie mu, że to nie jego wina.
Paradoksalnie bowiem szaleństwo i okrucieństwo przeplata się z niezwykle bolesną samotnością i pragnieniem wolności. Zamknięty w niewielkiej i ciemnej przestrzeni Teatru w Oknie Ryszard woła, że „chce śpiewać”, wskazując na zewnątrz, skąd w chwilach ciszy słychać ulicznego grajka. Jego psychika jednak na to nie pozwala, sam się niszczy i odcina od świata. Z jednej strony eksponuje swoje ciało, które jest jak otwarta księga, z drugiej w chwilach szaleństwa usiłuje zetrzeć słowa zapisane na korpusie, by spłynęły po gołej skórze razem z potem.
Nie zabijał z nienawiści do swoich ofiar, uważał je za niewinne. Musiał jednak je poświęcić, w imię zasady „cel uświęca środki”. Osoby niedowartościowane – na przykład z powodu swojego wyglądu – często poddają się ideologiom, stają się fanatykami. Ryszard nie jest socjopatą, zabija jak żołnierz, którego obraz dopełniają długie, skórzane, oficerskie buty.
Dojmująca samotność Ryszarda powoduje, że przypomina on rybę wyciągniętą z wody – w przenośni i dosłownie, gdy trzepocze się, leżąc na scenie błyszczący od potu. Jeśli porównać go do zwierzęcia, bliżej mu do stworzenia z łuskami niż do psa, którym się nazywa. Jako rybojaszczur mógłby być dzieckiem wiedźmy Sykoraks, przyrodnim bratem Kalibana, postaci z innego dramatu Szekspira. W przeciwieństwie jednak do tego drugiego Ryszard nie darzył swojej rodzicielki sympatią. Nie kochał matki, uważał ją za wiedźmę. Potwierdzają to słowa Ryszarda w spektaklu Wacha: „jestem niewinny, to wszystko wina matki” – w końcu geny kalectwa nie biorą się znikąd. Ryszard szuka powodu swoich zbrodni, sensu istnienia. Na pewno wie tylko, że nienawidzi, więc jest.
Julia Wróblewska
***
Ryszard. Ciało z gniewu, koncepcja, choreografia, wykonanie: Piotr Mateusz Wach (Polska)