Aktorka-tancerka się wściubia

31 lipca 2024
Sen nocy, fot. Dawid Linkowski (1)
Sen nocy, fot. Dawid Linkowski (4)
Sen nocy, fot. Dawid Linkowski (3)

Można zrobić dobry spektakl, ale można łatwo sprawić, żeby stał się jeszcze lepszy. Jak? Zaprosić aktorkę-tancerkę.

Kolejna z prezentacji w ramach festiwalowej sekcji Nowy Yorick to „Sen nocy letniej”, zupełnie nowe spojrzenie na klasyczną komedię Szekspira, które zaproponowała Miłka Dziasek. Jej projekt zrealizowany został w Teatrze Wybrzeże.
I to się jeszcze nawet nie zaczęło, a ona już przechadza się między widzami i widzkami. Można się pomylić i pomyśleć, że po prostu przyszła na spektakl i szuka między rzędami swojego miejsca. Ale jednak nie, bo rusza się inaczej, bo w jej gestach jest nietypowy rys: zatrzymanie dłoni w trakcie ruchu, miękkie przeciągnięcie kroku, jakby nerwowe odwrócenie głowy.

Historia niespełnionej kobiecości

Dziasek, młoda reżyserka z warszawskiej Akademii Teatralnej zaproponowała odczytanie dramatu Szekspira w sposób bardzo daleki od dotychczasowej tradycji. U niej nie jest to komedia z przebierankami i erotycznymi przygodami. To nieco mroczna historia o niespełnionej kobiecości z kilkoma mocnymi scenami i zwracającymi uwagę kreacjami aktorskimi.
Albo w scenie gwałtownej kłótni o dziecko, kiedy w jakiś sposób sama staje się dzieckiem – przemyka z tyłu sceny, niby ledwo widoczna, a jednak obecna bardzo wyrazistą obecnością. Niby się wygłupia, niby błaznuje: wywraca puste kieszenie i wywraca oczami, ale tak naprawdę w jej pozornych wygłupach mocno czuć coś niepokojącego: zagubienie? Smutek? Odrzucenie?

Marzenie zmienia się w puch

W spektaklu Dziasek na pierwszym planie są postaci kobiece z szekspirowskiego tekstu, na potrzeby tego spektaklu połączone w dwie wyraziste figury. Grają je elektryzująca Magdalena Boć i kradnąca w wielu momentach pełną uwagę Justyna Bartoszewicz.
Albo w scenie, w której większość obsady stoi za półprzezroczystą kotarą. Wszyscy przyjmują pełne podniosłego spokoju pomnikowe pozy. I tylko ona kładzie się bezceremonialnie na podłodze, unosi palcem rąbek kotary i bezczelnie podgląda to, co się dzieje na scenie.
Nieoczywiste odczytanie tekstu, oryginalne rozwiązania dramaturgiczne inscenizacyjne – takie choćby jak marzenie o dziecku, które zamienia się, całkiem dosłownie, w puch: białe pierze, rozwiewane po całej scenie, czujna gra całej obsady, pomysłowa scenografia i eklektyczna ścieżka muzyczna. To wszystko sprawia, że to bardzo ciekawa propozycja. Ale jest jeszcze jeden element, który przenosi ją na zupełnie inny poziom.

Aktorka-tancerka rozbija strukturę

To aktorka-tancerka – hasło jak autoironiczny refren powtarzające się w spektaklu „Work on it!”, najnowszym dyplomie tanecznym ze szkoły w Bytomiu, wyreżyserowanym przez Tomasza Cymermana. To przedstawienie na każdym kroku udowadniało, jak niesprawiedliwa jest lekceważące podejście do absolwentek i absolwentów tej szkoły, wyrażające się już w samym tytule, który uzyskują, kiedy ją kończą: aktorka-tancerka właśnie. To przedstawienie udowadniało, jak bardzo warto mieć ich w obsadzie.
„Sen nocy letniej” też jest na to znakomitym dowodem. Aktorka-tancerka, Maria Bijak, nota bene także absolwentka bytomskiej szkoły, gra w nim Puka, postać wymyśloną jako istota z innego porządku niż reszta bohaterek i bohaterów. Bijak znalazła znakomity sposób na tę postać, który sprawia, że spektakl zyskuje bardzo ważną, mocną warstwę inscenizacyjną i dramaturgiczną. Sprawia, że staje się spektaklem bardzo oryginalnym, zaskakującym i budzącym emocje. Znacznie bardziej, niż gdyby Puka w nim nie było albo byłby zagrany w tradycyjny sposób, tak, jak inne postacie.
Aktorka-tancerka wciska się do kolejnych scen, wściubia, wydrapuje sobie miejsce. Uzupełnia poszczególne sekwencje, ale jednocześnie lekko je troluje. Rozbija strukturę tego spektaklu. Tak jak rozbiła strukturę tego tekstu.


Przemysław Gulda