Aktorka-tancerka się wściubia
Można zrobić dobry spektakl, ale można łatwo sprawić, żeby stał się jeszcze lepszy. Jak? Zaprosić aktorkę-tancerkę.
Kolejna z prezentacji w ramach festiwalowej sekcji Nowy Yorick to „Sen nocy letniej”, zupełnie nowe spojrzenie na klasyczną komedię Szekspira, które zaproponowała Miłka Dziasek. Jej projekt zrealizowany został w Teatrze Wybrzeże.
I to się jeszcze nawet nie zaczęło, a ona już przechadza się między widzami i widzkami. Można się pomylić i pomyśleć, że po prostu przyszła na spektakl i szuka między rzędami swojego miejsca. Ale jednak nie, bo rusza się inaczej, bo w jej gestach jest nietypowy rys: zatrzymanie dłoni w trakcie ruchu, miękkie przeciągnięcie kroku, jakby nerwowe odwrócenie głowy.
Historia niespełnionej kobiecości
Dziasek, młoda reżyserka z warszawskiej Akademii Teatralnej zaproponowała odczytanie dramatu Szekspira w sposób bardzo daleki od dotychczasowej tradycji. U niej nie jest to komedia z przebierankami i erotycznymi przygodami. To nieco mroczna historia o niespełnionej kobiecości z kilkoma mocnymi scenami i zwracającymi uwagę kreacjami aktorskimi.
Albo w scenie gwałtownej kłótni o dziecko, kiedy w jakiś sposób sama staje się dzieckiem – przemyka z tyłu sceny, niby ledwo widoczna, a jednak obecna bardzo wyrazistą obecnością. Niby się wygłupia, niby błaznuje: wywraca puste kieszenie i wywraca oczami, ale tak naprawdę w jej pozornych wygłupach mocno czuć coś niepokojącego: zagubienie? Smutek? Odrzucenie?
Marzenie zmienia się w puch
W spektaklu Dziasek na pierwszym planie są postaci kobiece z szekspirowskiego tekstu, na potrzeby tego spektaklu połączone w dwie wyraziste figury. Grają je elektryzująca Magdalena Boć i kradnąca w wielu momentach pełną uwagę Justyna Bartoszewicz.
Albo w scenie, w której większość obsady stoi za półprzezroczystą kotarą. Wszyscy przyjmują pełne podniosłego spokoju pomnikowe pozy. I tylko ona kładzie się bezceremonialnie na podłodze, unosi palcem rąbek kotary i bezczelnie podgląda to, co się dzieje na scenie.
Nieoczywiste odczytanie tekstu, oryginalne rozwiązania dramaturgiczne inscenizacyjne – takie choćby jak marzenie o dziecku, które zamienia się, całkiem dosłownie, w puch: białe pierze, rozwiewane po całej scenie, czujna gra całej obsady, pomysłowa scenografia i eklektyczna ścieżka muzyczna. To wszystko sprawia, że to bardzo ciekawa propozycja. Ale jest jeszcze jeden element, który przenosi ją na zupełnie inny poziom.
Aktorka-tancerka rozbija strukturę
To aktorka-tancerka – hasło jak autoironiczny refren powtarzające się w spektaklu „Work on it!”, najnowszym dyplomie tanecznym ze szkoły w Bytomiu, wyreżyserowanym przez Tomasza Cymermana. To przedstawienie na każdym kroku udowadniało, jak niesprawiedliwa jest lekceważące podejście do absolwentek i absolwentów tej szkoły, wyrażające się już w samym tytule, który uzyskują, kiedy ją kończą: aktorka-tancerka właśnie. To przedstawienie udowadniało, jak bardzo warto mieć ich w obsadzie.
„Sen nocy letniej” też jest na to znakomitym dowodem. Aktorka-tancerka, Maria Bijak, nota bene także absolwentka bytomskiej szkoły, gra w nim Puka, postać wymyśloną jako istota z innego porządku niż reszta bohaterek i bohaterów. Bijak znalazła znakomity sposób na tę postać, który sprawia, że spektakl zyskuje bardzo ważną, mocną warstwę inscenizacyjną i dramaturgiczną. Sprawia, że staje się spektaklem bardzo oryginalnym, zaskakującym i budzącym emocje. Znacznie bardziej, niż gdyby Puka w nim nie było albo byłby zagrany w tradycyjny sposób, tak, jak inne postacie.
Aktorka-tancerka wciska się do kolejnych scen, wściubia, wydrapuje sobie miejsce. Uzupełnia poszczególne sekwencje, ale jednocześnie lekko je troluje. Rozbija strukturę tego spektaklu. Tak jak rozbiła strukturę tego tekstu.
–
Przemysław Gulda