Hamlet – maszyna do zabijania
Gniew, złość i pragnienie zemsty przenikają ciało Hamleta. Jak kolejne umiejętności w grze komputerowej, wczytywane są w ciało postaci. Widzimy jak na środku sceny stoi młody, półnagi mężczyzna, który drży w trakcie przemiany. Obok niego znajduje się duch ojca, zaś jego słowa wlewają się w duszę Hamleta: „Bądź mężczyzną, bądź maszyną zemsty, po prostu wykonaj zadanie”.
Misja specjalna
Spektakl Przemiana Hamleta w reżyserii Piotra Mateusza Wacha skupia się na gwałtownej transformacji wywołanej w Hamlecie przez konieczność zemsty. Obserwujemy to, co książę musi w sobie zabić, a co rozbudzić, by dokonać zbrodni i wykonać powierzoną mu przez ojca misję specjalną. Podkreślony jest tu również wątek przekazywanej z pokolenia na pokolenie toksycznej męskości. Ojciec Hamleta cały czas obecny na scenie pilnuje, by jego syn spełnił oczekiwania. Jest wobec niego surowy, opryskliwy, chętnie wytyka mu błędy. Chce, by syn zrobił dokładnie to, czego się od niego wymaga. Nie ma tu miejsca na hamletyzowanie.
Aktor grający Hamleta tworzy rolę skupiając się przede wszystkim na swoim ciele. A ono drży, spina się, napina mięśnie, przyjmuje na siebie ciężar, wykonuje trudne zadanie, wymierza sprawiedliwość. To ciało żołnierza – zdyscyplinowane, gotowe do wykonania zadania, mimo cierpienia i ekstremalnej sytuacji, w której się znalazło. Przemiana bohatera to jednak nie tylko fizyczna metamorfoza, ale także wewnętrzny konflikt, który zmusza Hamleta do porzucenia swoich wątpliwości i moralnych rozterek na rzecz brutalnej determinacji. Zmuszony do stania się narzędziem zemsty, Hamlet staje się ofiarą nie tylko okoliczności, ale i samego siebie, a jego walka z losem przeradza się w walkę z własnym człowieczeństwem – Jestem maszyną – powtarza na scenie.
Tekst spektaklu to wariacja cytatów z Hamleta Szekspira i Hamlet maszyny Hainera Müllera – radykalnej dekonstrukcji i reinterpretacji klasycznego tekstu skupiającej się na kwestii rewolucji, upadku ideologii oraz alienacji w nowoczesnym, postindustrialnym społeczeństwie. Część z kwestii wypowiadana jest przez bohaterów, części śpiewana przez postać ojca, który pełni również rolę narratora, oraz aktorkę z kamerą, odpowiedzialną także za wyświetlane na scenie nagrania – zbliżenia postaci.
Przemiana Hamleta to brutalny spektakl, tak jak brutalny jest świat Elsynoru, brutalna jest wojna rozpoczęta przez Klaudiusza, a także brutalny jak relacje w tej rodzinie. Szaleństwo Hamleta wpisuje się w te relacje, ale jednocześnie je rozsadza, przekraczając kolejne granice. Punktem kulminacyjnym jego szaleństwa gwałt dokonany przez Hamleta na matce, a w ostatniej scenie – zabójstwo króla i Ofelii.
Za dużo
Przy tym wszystkim wydaje się jednak, że teatralna machina uruchomiona na scenie, a także wpisana w nią ilość okrucieństwa, przyćmiewają to, co dzieje się w spektaklu na poziomie interpretacji. Przedstawienie epatuje brutalnością, a kolejne sceny zdają się przekraczać kolejne granice, gloryfikując wojnę jako coś, co przeciwstawia się codziennemu marazmowi. Jest głośno, krzykliwie, a widoczna na scenie przemoc narasta, kulminując w najbardziej kontrowersyjnej scenie – długotrwałym i realistycznym gwałcie księcia Hamleta na jego matce, Gertrudzie. To fragment, który pokazuje, że Hamlet przekroczył już wszystkie granice człowieczeństwa. Stał się maszyną daleko bardziej posuniętą w swojej bezduszności niż zakładał to jego ojciec – duch, finalnie zdegustowany poczynaniami syna.
Nie jestem jednak pewna, jaki jest cel tego spektaklu, a także tego, czy stwierdzenia o tym, że wojna „leczy depresję”, są w porządku w dzisiejszych czasach, gdy słowo wojna ma bardzo konkretne odniesienie do tego, co dzieje się w Ukrainie i napędza nasze codzienne lęki. Podobnie jak nagromadzenie krwi i okrucieństwa na scenie oraz realistyczny gwałt budzi raczej dystans i niepokój niż podziw i transcendencje.
Nie można aktorom i twórcom spektaklu zarzucić braku profesjonalizmu – doskonale operują środkami teatralnymi, na które się zdecydowali. Jednakże wydaje się, że są one kopią stylu teatru spod znaku Kleczewskiej, Warlikowskiego, czy fali brutalizmu, która już przetoczyła się przez polski teatr, wywołując kontrowersje. Dziwi, że twórcy skupili się na nich zamiast na wypracowaniu własnych środków wyrazu i przetestowaniu ich na scenie.
W efekcie, choć spektakl robi wrażenie swoją intensywnością, pozostawia pytania o granice artystycznej ekspresji i sens przekraczania ich w tak wtórny sposób niepodbudowany zabiegami interpretacyjnymi oraz celowością ich stosowania.
–
Katarzyna Niedurny