Dwóch Hamletów, których nie ma

25 lipca 2024

Jeden znika ze sceny w połowie przedstawienia, drugi – gubi się w mnogości pomysłów realizacyjnych. Obu nie będzie można zobaczyć w Gdańsku. Trochę szkoda.

Tegoroczny program festiwalowy jest bardzo różnorodny i obfity, a „polski” konkurs o laur Złotego Yoricka – mocno obsadzony. A jednak trochę żal, że nie znalazło się w nim miejsce na dwa tegoroczne spektakle, dwa „Hamlety”, na które z całą pewnością warto zwrócić uwagę. Jeden z tych spektakli powstał w Bydgoszczy, drugi w Łodzi, są zupełnie różne od siebie, ale łączy je jedno – w oryginalny sposób traktują wyjściowy materiał, czyli najbardziej bodaj znany dramat Szekspira.

Hamlet, który znika

Bydgoska adaptacje „Hamleta” to dzieło Cezarego Tomaszewskiego, reżysera, który dorobił się już dziś bardzo charakterystycznego stylu i który z powodzeniem realizuje według swoich założeń zarówno klasyczne spektakle dramatyczne, musicale, przedstawienia pantomimy czy sceniczne eksperymenty performatywne.

Jego bydgoski „Hamlet” jest w jakimś sensie spektaklem, który łączy w sobie elementy, jeśli nie wszystkich, to przynajmniej wielu z tych stylistyk. To przedstawienie dynamiczne, barwne, a przede wszystkim: zaskakujące. I to właściwie na każdym kroku. Bo to „Hamlet”, w którym główny bohater znika w połowie przedstawienia, a druga część spektaklu jest w gruncie rzeczy o tym, że wszyscy go – dosłownie i w przenośni – szukają.

Tekst Konrada Sierzputowskiego w ciekawy sposób zagłębia się z jednej strony w filozoficzne, metafizyczne, a może i religijne aspekty bycia i nie bycia, z drugiej – oddaje emocje aktorów i aktorek, którzy stają w castingowe szranki, starając się o rolę Hamleta.

Może i nie ma w tym spektaklu za dużo Hamleta jako takiego, nie ma za dużo szekspirowskiego tekstu, ale za to jest mnóstwo oryginalnych pomysłów, aktorskiego mistrzostwa i znakomitego poczucia humoru.

Hamlet zasypany pomysłami

Równie dużo rodzynek w torcie swojego spektaklu umieścił Maciej Gorczyński, reżyser dobrze znany festiwalowej publiczności – rok temu pokazywał w Gdańsku „Błazna”, spektakl, który przygotował w ramach nurtu SzekspirOFF. Twórczość angielskiego dramatopisarza musiała go po tamtej realizacji mocno zainspirować, bo kiedy dostał propozycję wyreżyserowania dyplomu aktorskiego w łódzkiej Filmówce, na pierwszą próbę przyniósł studentom i studentkom „Hamleta”.

Efektem był bardzo ciekawy spektakl dyplomowy, w którym tekst dramatu był wyraźną podstawą opowieści, ale stał się też punktem wyjścia do najróżniejszych eksperymentów formalnych i inscenizacyjnych. To przedstawienie bardzo różnorodne, w którym na równych prawach łączą się odmienne rodzaje teatru, a nawet odmienne spojrzenia na rzeczywistość.

Już sam początek zaskakiwał i pokazywał oryginalne spojrzenie: rzecz dzieje się bowiem na stypie na królewskim dworze, co jest znakomitym punktem wyjścia do dalszej – bardzo intrygującej – dekonstrukcji tekstu Szekspira. Podobnie jak w spektaklu bydgoskim, w łódzkiej realizacji także znalazło się miejsce na własne, autotematyczne refleksje aktorskie – dyplomanci i dyplomantki z Filmówki mają tu przestrzeń do komentowania sytuacji, które wiążą się z trudnym momentem zakończenia szkoły i pierwszymi próbami wejścia do zawodu.

Owszem, może w obu tych spektaklach szekspirowski tekst nie jest na pierwszym planie i staje się tylko pretekstem, a może wręcz tłem do realizowania najróżniejszych pomysłów. Ale czy to jest w dzisiejszym teatrze jakiś problem? W przypadku tych dwóch spektakli odejście od litery dramatu z pewnością nie zaszkodziło pokazaniu ciekawych scen i zadaniu dających do myślenia pytań. Trochę szkoda, że festiwalowa publiczność nie będzie mogła spróbować na nie odpowiedzieć.


Przemysław Gulda