Pomiędzy światami. Dwa piekła i czyściec.
Shaking the Walls, potrząsanie i burzenie metaforycznie rozumianych murów, to hasło które nierozerwalnie towarzyszy tegorocznej edycji festiwalu. Szczególnie silnie uwidacznia się to na scenie offowej. Niektóre spektakle i performance epatują wręcz niewyszukaną publicystyką i zdają się być skrojone na miarę domniemanych przez ich twórców oczekiwań jury.
Szczególnie warte uwagi i zapadające w pamięć zdają się jednak te produkcje, których twórcy poważyli się zburzyć granice miedzy przestrzeniami alternatywnymi, zabierając widza w trudną emocjonalnie, ale wysmakowaną estetycznie podróż w zaświaty. Tak więc artyści Teatru Bakałarz z Krakowa (nagroda jury i nagroda publiczności na poprzedniej edycji „offów”) eksploatują infernalne otchłanie ludzkiej duszy. Makbet u progu swej zbrodniczej drogi konfrontuje się z największymi i najbardziej niebezpiecznymi ludzkimi namiętnościami personifikowanymi przez Brutusa, Klaudiusza i córki Leara. W drodze ku upadkowi towarzyszą mu wiedźmy, wcielenia Mefistofelesa. One to właśnie uświadamiają mu i widzowi, że „piekłem jest wszystko, co nie jest niebem”, a zatem „lasciate ogni speranza…”. „Ecce homo” to portret człowieka, w którym wbrew konotacjom tytułu trudno dostrzec wcielenie boskości, sporo za to przygniatającego bólu, podatności na pokusy, świadomości własnej deprecjacji („starcy są zbędni”). Paweł Budziński ambitnie stawia swoich aktorów przed koniecznością zmian tempa akcji i wcielania się niejednokrotnie w kilka różnych postaci. Warta szczególnego odnotowania jest wirtuozeria warsztatowa, z jaką Mieszko Syc poruszał się pomiędzy learyzmem, hamletyzowaniem a wzniosłością majestatu Duncana, Cezara czy Belzebuba. Niepowtarzalny klimat emocjonalnej katabazy buduje w znacznej mierze też znakomita scenografia i wykorzystanie filmowych motywów muzycznych kojarzących się z działaniem mocy ciemności.
W otchłanie piekielne zapraszają widza również artyści grupy imPerfect Dancers, twórcy spektaklu „Lady Makbet”. Makbet i jego małżonka skazani zostali na samych siebie- piekło nie zna gorszej tortury. Przed ich oczami rozgrywają się kadry z przeszłości: „miłość, walka, zbrodnia i pomsta za nie”, jak ujęłaby to Iłłakowiczówna. Między bohaterami nie brak było czułości, zwyciężyła jednak drążąca ich umysły i serca ciemna siła. Przeżywają zatem w nieskończoność swe zbrodnie, ścierają się z wiecznie powracającym duchem przy nieustannej obecności wiedźm, cór przeznaczenia, którego zmienić już nie sposób. Wszelkie słowa są tu zbędne. Napięcia ciała i co rusz przerywane rytmy ruchu to nośniki najgłębszych namiętności. Linearna struktura dramatu ulega całkowitej dekompozycji. Opowieść- chociaż utkana ze skrawków pamięci, rozpaczy i czegoś na kształt wyrzutów sumienia-jest jednak całkowicie kompletna i w pełni oddaje najgłębsze sensu tragedii stratfordczyka. Osią spektaklu jest niewątpliwie wspaniale wykreowana postać tytułowej bohaterki. Ina Broeckx zbudowała rolę wielowymiarową, budząca zarazem litość i odrazę, pełną wewnętrznego napięcia, emocjonalnie rozedrganą i niezwykle technicznie precyzyjną zarazem.
Twórcy węgiersko- rumuńsko- angielskiej koprodukcji „Rosencrantz i Guildenstern nie żyją” wspomagani przez doskonale znanych festiwalowej publiczności charyzmatycznych muzyków z The Tiger Lilles sytuują akcję swego spektaklu w czyśćcu lub w otchłani (szeolu). Tam bohaterowie szekspirowskiego arcydramatu w trumnach oczekują dnia sądu. Nim to jednak nastąpi, do życia budzi ich aktor, każąc po raz kolejny przeżywać namiętności życia – pełnego poezji i zdrady, muzyki i okrucieństwa, powagi i groteski. Jakkolwiek by się nie starali, odwrócenie wyroków losu nie jest możliwe, o czym świadczy genialnie ograna metafora rzutu monetą. Bardzo interesującym zabiegiem jest zmiana perspektywy odczytania opowieści. W jej centrum nie znajduje się Hamlet, ale para peryferyjnych bohaterów, przyjaciół księcia zwykle potrzebnych tylko po to, by tragedia sprawnie zmierzała ku kulminacji i katastrofie. Tym razem jednak ich przyjaźń, zdrada i cena, która za nią zapłacą stanowią centrum spektaklu. Od ich zgody bądź jej braku na udział w królewskich intrygach zależy wszak nie tylko los księcia i Danii, ale także wyrok, który czeka ich na Sądzie. To również dzięki nim aktorzy budzą regularnie do życia mieszkańców Elsynoru. W teatrze i w życiu nie ma nieważnych ról. Cały zespół wziął sobie głęboko do serca tę prawdę i stworzył spektakl, którego każda minuta nasycona była emocjami. Atmosfera przedstawienia byłaby jednak niepełna, gdyby nie znakomicie komponujące się z jego akcją interludia w formie wykonywanych na żywo utworów The Tiger Lilles.
Dwa piekła i czyściec to plon zaledwie czterech pierwszych wieczorów festiwalu. Poprzez umieszczenie akcji spektakli w metafizycznym bezczasie, trudno mówić o klasycznym zakończeniu ich trwania. Ideę tę szczególnie zaakcentowali artyści Bakałarza, którzy grali, aż teatron opuścili ostatni oglądający. Kadry wszystkich tych przedstawień miały magnetyczną siłę więzienia wyobraźni widza na długo po finalnych oklaskach. Można wiec zaryzykować twierdzenie, ze ich twórcy, kreując piekło i czyściec, artystycznie zabrali spektatorów wrażliwych na ten rodzaj teatru w tę trzecią z metafizycznych przestrzeni.
Wojciech Kieler