Prognozy na czwartek przewidują ochłodzenie

3 sierpnia 2024
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (6)
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (5)
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (4)
Ekspedycja Burza fot. Dawid Linkowski (7)

Słońce mocno przygrzewało, robiło się nieznośnie duszno, a skoro czasu nie wystarczyło na wycieczkę po wiatr znad zatoki, chłodziłam się w dawnym zbiorniku w Starej Orunii, który jeszcze czterdzieści parę lat temu zaopatrywał w wodę sporą część Gdańska.
Lato to najlepszy i właściwie niemal jedyny czas na taką ekspedycję – kiedy robi się chłodniej, wprowadzają się tam nietoperze. Mieszkają tam przez sezon zimowy, choć to za dużo powiedziane, bo praktycznie rzecz biorąc, w zbiorniku smacznie śpią. I nie wolno im przeszkadzać – przebudzenie jest dla nich takim stresem, że tracą sporą część zmagazynowanej energii, niezbędnej żeby przetrwać zimę.
Inna sprawa, że latem taka wycieczka jest najprzyjemniejsza, zwłaszcza w upalny dzień, nawet jeśli trzeba wcześniej wspiąć się na wzgórze nad Orunią, na którym zbudowano zbiornik. W nagrodę czeka nas piękny widok na port i gdańską starówkę. No a potem można w kwadrans bez użycia klimatyzatora zafundować sobie gęsią skórkę, bo temperatura w zbiorniku nigdy nie sięga powyżej 10 stopni Celsjusza. Oddany do użytku w 1869 roku, magazynował wodę dla Gdańska z ujęcia w Pręgowie. Wtedy wstęp do niego miała tylko obsługa i to tylko raz do roku, żeby go wyczyścić. Woda sięgała powyżej poziomu drzwi wejściowych, więc niewielu miało okazję zobaczyć to, co dziś, kiedy jest jej tyle, co kot napłakał – pomieszczenie przecięte rzędami arkad, które nadają mu wygląd świątyni. Oprowadzenie trwa krótko, na szczęście, bo trudno wytrzymać w letnim ubraniu dłużej niż kilkanaście minut. Brrr – ze słońcem witałam się z dużą ulgą.
Ale co to za brrr w porównaniu z lodowatym prysznicem, jaki zafundował w swoim odczytaniu „Burzy” Alexander Dulak, który wyekspediował Prospera na Biegun Północny. Reżyser i dramaturg zarazem miksuje szekspirowski tekst z fragmentami dzienników polarników i pakuje na pokład statku Miranda Roalda Amundsena (Jupiter), Fridtjofa Nansena (Daniel Dobosz), Johna Rossa (Paweł Smagała) i Johna Franklina (Krzysztof Strużycki) w towarzystwie dokooptowanego do wyprawy Inuity (Hiroaki Murakami). Statek utyka w lodowej szczelinie, a kapitan Nansen zarządza w ramach pobudzenia aktywności wśród załogi i jako antidotum na unoszące się nad nią widmo szkorbutu rozpoczęcie prób do spektaklu. Na warsztat idzie „Burza”, więc kapitan anektuje dla siebie rolę reżysera i Prospera zarazem, Amundsen zostaje Arielem, Ross i Frankin Trinkulem i Stefanem, a Inuicie, którego członkowie załogi przemianowali na Michela, bo nie potrafili wymówić ani zapamiętać jego prawdziwego imienia, przypada rola Kalibana. Wraz z uruchomieniem prób zaczyna dochodzić do przekroczeń, a szekspirowski żywioł z stopniowo przejmuje narrację. Nie wiadomo, gdzie kończą się próby, a zaczyna się świat podszytych „Burzą” półsennych majaków polarników, wywołanych zimnem i głodem. Zabawa w teatr, która miała utrzymać ich świadomość w ryzach, zabezpieczając członków załogi Mirandy przed osunięciem się w szaleństwo, w istocie prowadzi ich w rejony, gdzie granice między poczuciem rzeczywistości a jego brakiem stają się transparentne, płynne. Życie podróżników przeplata się z losami bohaterów dramatu, a tekst, którego chwytają się jak kotwicy, staje się coraz bardziej zawodnym kołem ratunkowym.
„Ekspedycja <>” w reżyserii Dulaka to jeden z trzech spektakli rywalizujących o nagrodę Nowego Yoricka. Stoją za nimi młodzi reżyserzy i reżyserki, realizujący swoje projekty we współpracy z instytucjonalnymi teatrami. Ich prace mają charakter nie gotowych spektakli, ale work in progress. I wydaje że spośród dotąd prezentowanych, to właśnie „Ekspedycja”, przygotowana we współpracy z warszawskim Teatrem Studio odsłania największy potencjał. Łączy artystyczne ryzyko, tkwiące w założeniu połączenia wyprawy polarników z szekspirowskim tekstem, z uporządkowaną i przemyślaną koncepcją, ale też ze zbalansowanym wachlarzem tonacji, w którym mieszczą się i podszyty humorem dystans, i absurd, i powaga, i groza. Koncept jest bogaty w znaczenia i odniesienia – mamy tu i wątek teatru w teatrze, i nakładających się na siebie scenicznych tożsamości, i znaczenia sztuki, która staje się kołem ratunkowym w momentach kryzysu, a oprócz tego – spojrzenie na Kalibana przez pryzmat kolonialnego wyzysku, będącego elementem wypraw dziewiętnastowiecznych odkrywców. „Ekspedycja” jest też znakomicie przez aktorów Studia zagrana, dzięki czemu m.in. tak przekonująca i przejmująca staje się relacja między Nansenem a Amundsenem/ Prosperem a Arielem. Całość rozgrywa się w prościusieńkiej, ale bardzo sugestywnej scenografii zaprojektowanej przez Krystiana Szymczaka, z zasłonami, które udają bryły lodowca i w sferze audio Wojtka Kiwera, miksującego muzykę z głuchymi podmuchami wiatru. A choć ponury finał tej ekspedycji od pierwszych scen majaczy na horyzoncie, to nawet jej potwierdzenie nie odbiera nam wcale apetytu na teatralny ciąg dalszy. Coś mi mówi, że ta podróż ma szansę jeszcze pięknie się rozwinąć.

Magdalena Piekarska