Poza schematem
Hamlet nie może zostać królem, ponieważ tron zajął już jego stryj, Klaudiusz. Dodatkowo, wszyscy uważają, że młody książę jest szalony. Ofelia natomiast nie ma swobody w wyrażaniu swoich uczuć. Jej ojciec, Poloniusz, uważa, że miłość w tym przypadku jest nieodpowiednia, a kobieta nie powinna ufać wyznaniom mężczyzn. W spektaklu Teatro La Plaza odebranie głównym bohaterom dramatu Szekspira sprawczości wynika z faktu, że zarówno Hamlet, jak i Ofelia mają zespół Downa, podobnie jak aktorzy występujący w tej inscenizacji.
„Hamlet” staje się punktem wyjścia do zrobienia spektaklu; na scenie oglądamy efekt intensywnej pracy nad interpretacją tekstu, próbę przepisania go na bliskie aktorom realia oraz pogłębioną refleksję nad znaczeniem dramatu. Spektakl zaczyna się od przedstawienia zespołu – każdy z aktorów wychodzi na scenę, mówi jak się nazywa i uprzedza publiczność, czego można się po nim spodziewać – jeden aktor mówi wolniej, inny ma tik nerwowy, a jeszcze inny przyznaje, że to jak się wypowiada może być trudny do zrozumienia. Tak po prostu jest. I fajnie. W samym spektaklu jedna z postaci pełni rolę narratora, natomiast pozostałe role zmieniają się w zależności od sceny. Każdy z aktorów nosi jednak na sobie szczególną odpowiedzialność za postać, z którą czuje największy związek.
Kolejne sceny nawiązują do kluczowych momentów dramatu. Widzimy rozmowę Ofelii z Poloniuszem, dialog Hamleta z matką, monolog „Być albo nie być”, a także scenę teatru w teatrze. Każda z nich prowadzona jest zgodnie z głównym zamysłem interpretacyjnym. To niezwykle interesujące, jak zabieg przypisania głównym bohaterom dramatu zespołu Downa otwiera tekst Szekspira. Jest to pomysł przemyślany, a wynikające z niego konsekwencje dla tekstu są głębokie i wymowne.
Spektakl ten opowiada o potrzebie samodzielności, prawie do miłości i samostanowienia. Porusza wprost kwestie związane z obecnością dodatkowego chromosomu, zarówno pod względem fizycznym, jak i w kontekście miejsca jednostki w społeczeństwie. Kiedy Hamlet wysyła Ofelię do klasztoru robi to z gniewną troską– wie, że kobieta w społeczeństwie będzie miała problem z realizacją swoich marzeń i aspiracji. Szczególnie poruszający jest moment, w którym Poloniusz przestaje być ograniczającym ojcem, a staje się zatroskanym rodzicem – nadopiekuńczym dlatego, że zna złe realia tego świata i chce dla swojej córki, jak najlepiej.
Jednocześnie spektakl jest pełen humoru i radości. Peruwiańscy aktorzy grają z ogromną energią, a na scenie nie brakuje żartów i swobody. To pełna siły opowieść o zajmowaniu swojego miejsca w świecie, społeczeństwie i… teatrze. W tym kontekście szczególnie mocno wybrzmiewa monolog „Być albo nie być”. Na początku aktor zmaga się z klasycznym wykonaniem tej sceny, próbując wpisać się w aktorskie standardy. Na ekranie z tyłu scenografii widzimy kompilację nagrań różnych słynnych wykonań tego tekstu. Potem aktor na scenie stara się powtórzyć ruchy i sposób mówienia kanonicznego wykonania tej roli przez Laurence’a Oliviera widocznego na nagraniu, które wydaje się teraz nieco archaiczne i zmanierowane. Próba powtórzenia tego jest jeszcze bardziej groteskowa. To prowadzi do buntu w teatralnej grupie – inny z aktorów wdziera się na scenę i wykrzykuje, że nie będzie powtarzał ruchów neurotypowych aktorów, że to głupie i niepotrzebne, ponieważ on sam, stojąc na scenie, wykorzystując swój talent i predyspozycje, potrafi to zrobić najlepiej. Odmawia naśladownictwa i finalnie wykonuje monolog po swojemu – w sposób autentyczny, unikalny, i poruszający.
Jak wiemy, zakończenie „Hamleta” mówi o tym, że „reszta jest milczeniem”. Być może dlatego, że w splamionych krwią komnatach zamku w Elsynorze pozostaje niewiele żywych osób skłonnych do prowadzenia dialogu. Śmierć jest wszechobecna i to ona również pojawia się w finale tego spektaklu. Końcowa część przedstawienia zaczyna się od nagrania, na którym kolejno występujący w spektaklu aktorzy zadają swoje pytania śmierci, a może Bogu? Pytają, dlaczego ktoś żył tak krótko, co będzie dalej, co dzieje się po tamtej stronie. To prosta, a jednocześnie wzruszająca scena.
W tym czasie scenę zostaje wsunięty duży stół, na którym znajdują się główne atrybuty tego zakończenia – szable, zatrute wino, czaszka. Wtedy rozpoczyna się performance ostatniego z aktorów, który dotąd był mniej widoczny na scenie. Gdy aktorzy wybierali swoje role, on zdecydował się na dwie – Horacego i Śmierci, błyskotliwie stwierdzając, że to tak naprawdę to jedna i ta sama postać. Horacy, jako jedyny z głównych bohaterów dramatu, pozostał przy życiu, by pamiętać i opowiedzieć światu historię Hamleta. Jego świadectwo jest kluczowe, by pamięć o zmarłych przetrwała ich śmierć.
Zakończenie spektaklu jest pełne energii. Już po zakończeniu właściwej akcji dramatu, wszystkie postaci wychodzą na scenę i w żywiołowej piosence tańczą i rapują o tym, że są inni, ale ich inność jest cenna – jest źródłem ich siły i wyjątkowości. Dodatkowo do wspólnego tańca zaproszona zostaje publiczność, wprowadzana przez aktorów na scenie. Wszyscy razem przez chwilę tworzymy tam wspólnotę, a podział między widownią a światem spektaklu zaciera się. Ten finał, pełen radości i dumy, staje się celebracją życia i odmienności, podkreślając, że każdy z nas ma prawo do znalezienia swojej unikalnej drogi i miejsca w świecie.
Ten „Hamlet” kończy się więc nie milczeniem, ale głośnym okrzykiem radości.
–
Katarzyna Niedurny