Hamlet w patostreamie

3 sierpnia 2024
Przemiana fot. Dawid Linkowski (5)
Przemiana fot. Dawid Linkowski (6)
Przemiana fot. Dawid Linkowski (7)

„Przemiana Hamleta” to spektakl niemal perfekcyjnie skomponowany i bezlitosny w mikrodawkowaniu scen przemocy.

Długa, brutalna, realistyczna scena gwałtu – dokładny cytat z filmu „Nieodwracalne”, którego obejrzenie rzeczywiście przynosi nieodwracalne skutki mentalne i psychiczne. Albo ten moment, kiedy Hamlet z nożem w ręku schodzi ze sceny i podrzyna gardła widzom i widzkom: „tego, tego, tego, tamtą, tego sprzątnąć, tamtą”.
To tylko kilka fragmentów tego mocnego spektaklu. Na spotkaniu po festiwalowym pokazie reżyser autoironicznie deklarował, że jest dziadersem, robiącym przemocowy teatr. I jeśli przyjąć zastrzeżenie, że to dziaderstwo i przemocowość na miarę dzisiejszych czasów, w zasadzie trudno z tym dyskutować. Wach pokazał tym przedstawieniem, że robi teatr bazujący na niezwykle radykalnych środkach. Ale robi go bardzo dobrze.

Cząstki w akceleratorze

To krótkie, świetnie skonstruowane, niezwykle gęste przedstawienie w mocno skondensowanej formie przekazuje praktycznie całą szekspirowską historię Hamleta. Są wszystkie najważniejsze wydarzenia i skomplikowane relacje: z matką, Ofelią i królem. A jednak kolejne motywy pokazane są w specyficznej formule: lekko wykrzywionej, skondensowanej, zintensyfikowanej. To nie są spotkania i rozmowy, to są wybuchy, zderzenia cząstek w akceleratorze, eksplozje supernowych, po których nikt nie zostaje tym, kim był wcześniej.
To sytuacje podkręcone na miarę współczesności, dopasowane do świata, w którym nie tylko subtelność i delikatność, ale już nawet zwyczajny poziom emocji kompletnie nie robi na nikim wrażenia. Liczą się tylko zjawiska dziejące się z turbointensywnością, doprowadzone do skrajności.
To „Hamlet” na czas rozpędzonych social mediów, wyścigu na ekstrema, licytacji przekroczeń. To nie przypadek, że z formalnego punktu widzenia ten spektakl udaje transmisję na żywo w mediach społecznościowych, patostream z życia rodzinnego, pędzącego niebieską linią.

Spastyczny rytm szaleństwa

Wach w bardzo skuteczny sposób wykorzystuje zestaw niezwykle charakterystycznych środków formalnych. To, co dzieje się na scenie, jest multiplikowane i digitalizowane na ekranie: jedna z postaci filmuje wszystko, co się dzieje, a algorytmy zamieniają ludzkie odruchy w mechaniczne posunięcia, oparte na wyświetlających się wokół postaci matematycznych wektorach.
Niezwykle duże znaczenie w tej mocno fizycznej i fizykalnej realizacji ma choreografia. Jest równie ekstremalna, jak inne zastosowane w tym spektaklu środki – w pierwszej części przedstawienia Hamlet pozostaje w nieustannym, niemożliwym do zatrzymania drżeniu, spastycznym i spazmatycznym ruchu. To rytm, któremu trudno sprostać, momentami bliższy epilepsji, niż tańcowi. Trudno byłoby bardziej sugestywnie pokazać szaleństwo.
Jeśli trzymać się określeń muzycznych, skoro jeden ze spektakli w tegorocznej sekcji SzekspirOFF miał być hard corem, przedstawienie Wacha byłoby death corem: gatunkiem pełnym precyzji i agresji, bezlitosnym i możliwym do zniesienia tylko dla tych, którzy są gotowe i gotowi na wszystko.