Grubo o przyjaźni

30 lipca 2023

Po Gdańsku niezmiennie moją przewodniczką jest J. Dzielą nas dwie dekady z drobnym haczykiem, a na co dzień kilkaset kilometrów. J. klnie jak szewc i dodaje jej to tylko charakteru, ja robię to rzadko, a zazwyczaj i tak wychodzi jakoś niezręcznie. J. to bibelociara, ja staram się czyścić przestrzeń ze wszystkiego, co zbędne. J. umie w siekiery, piłki i obcęgi, w szafie z płaszczami ma imponującą kolekcję takich „narzędzi zbrodni”, co w połączeniu z lookiem przywodzącym na myśl bohaterki powieści Agaty Christie robi niepokojące wrażenie – moja skrzynka narzędziowa przy jej arsenale wygląda nader skromnie. Ja pozostawiona na Mewiej Łasze pewnie padłaby z głodu, J. w takich sytuacjach zawsze ma pod ręką kuchenkę gazową, termos z kawą, dwie porcelanowe filiżanki, makaron i pesto. Łączą nas lektury, miłość do ogrodów i troska o dziki, które po wypatroszeniu strzyżańskich śmietników zniknęły w tajemniczy sposób. No i najważniejsze – poczucie, że tego, co chcemy sobie powiedzieć, nie ma potrzeby owijać w żadną bibułkę.
Kiedy zabierałam J. na „VERY FUNNY”, spodziewałam się, że będzie o przekroczeniach. Że będą grube słowa, grube gesty, głupie żarty, miejsce na wszystko, czego na scenie zwyczajowo robić nie wypada. Że oberwie się tym albo owym za obsikiwanie przestrzeni w teatralnym świecie. Że żądło satyry będzie ostre i bolesne. Spodziewałam się, że będziemy głośno śmiać się, może nawet do rozpuku, ale tego, że opowieść skręci w stronę historii o mocnej, czułej, ale nie czułostkowej przyjaźni i wieczór zakończy wzruszenie – tego nie brałam pod uwagę.
Gruba i Głupia czyli Patrycja Kowańska i Dominika Knapik z fragmentów Szekspira, swoich rozmów na Skypie, nagrań dialogów na Messengerze, plików scenariusza z epoki work in progress, rapowanych (i nie tylko) autobiograficznych ballad, z żywych obrazów odtwarzających m.in. sceny z Boscha uszyły spektakl niby to wesoły, a ogromnie przez to smutny. I niby to stypę po swoich talentach, w których jednak jak Carrie w filmie Briana de Palmy wyciągają z grobu zaciśniętą pięść, żeby czyhającym na klęskę pokazać środkowy palec. Budują dystans, żeby go złamać, a potem tę chwilę intymności przekreślić grubą krechą. Ich statek głupców obija się o rafy, co chwilę nabiera wody i już, już wydaje się, że zatonie, kiedy jakimś szczęśliwym manewrem udaje się go wyprowadzić na prostą.
I gdyby przyjrzeć się uważniej przedpremierowym anonsom, już sam tytuł to sugerował – pisane wersalikami „VERY FUNNY” to jak cudzysłów w cudzysłowie, opatrujący tę zapowiadaną wesołość zgryźliwym „och, doprawdy?” w nawiasie. Dowcip tu zgrzyta i zacina się, żarty chybiają celu, bywa, że zamiast wywołać wybuchy śmiechu, budzą zażenowanie. Całe to błaznowanie oparte na powtarzającym się refrenie autokompromitacji wydaje się zbyt toporne, jakbyśmy krok po kroku zbliżali się do granicy, za którą wszystko będzie już przekroczeniem. A kiedy ją mijamy, tonacja zmienia się niepostrzeżenie – nagość zamiast skandalem staje się manifestem wzajemnej czułości, zaufania, wsparcia, jakie jedna z performerek może okazać drugiej w całej tej biedzie, jaką funduje artystom świat.

 

Magdalena Piekarska