W garniturach

7 sierpnia 2017
Miarka-za-miarkę-reż.-Declan-Donnellan-fot.-Dawid-Linkowski-1200x800.jpg

Historia w Miarce za miarkę jest z pozoru prosta i zdaje się, że reżyser Declan Donnellan ulega złudzeniu, a co więcej – postanawia wyprostować wyprostowane, doprowadzając tym samym do zgubnego – na poziomie zarówno konceptualnym, jak i estetycznym – przeprostu.

Szekspir podarował ludziom teatru scenariusz do straszno-śmiesznego, a jednocześnie wstrząsającego i metafizycznego thrillera, którego mięsisto-sensualny język – jeśli mu nie przeszkadzać – właściwie załatwia sprawę erotyki i dowcipu. Wydaje się jednak, że brytyjski twórca nie za bardzo potrafi odnaleźć się pośród wszechobecnych żartów i lubieżności, dlatego najzabawniej i najbardziej nieprzyzwoicie jest w jego spektaklu na ekranie (tym z napisami). Tam zostaje ucieleśniony grzech, podczas gdy na scenie obserwujemy nijakie miasto, które nie płonie ani z pożądania, ani ze wstydu. Nawet kurwy są tutaj podejrzanie nieszekspirowskie – jakby wypożyczone od innego dramatopisarza, który seksualny underground zna co najwyżej z – raczej słabych – opowiadań.

Główny zamysł inscenizacyjny Donnellana polega na przeniesieniu akcji z Wiednia w przestrzeń uniwersalną, która – wiadomo – istnieje tu i tam, trwając w bezczasie; wydaje się na wskroś metafizyczna, a jednocześnie zaskakująco przyziemna; każdy może się z nią utożsamić i powiedzieć na przykład: „tu jest Polska!” albo „Rosja to więzienie”. Scenografia ogranicza się do kilkunastu modnych lamp i pięciu czerwonych kubików, które – wraz z postaciami mniej lub bardziej statecznie tkwiącymi (tylko w tej scenie) w ich wnętrzach – w pewnym momencie zostają wprawione w ruch, tworząc tym samym obrotową metaforę ludzkiego uniwersum, którego rytm wyznaczają naprzemiennie albo – jak kto woli – jednocześnie seks (grzech) i modlitwa. Książę i jego koledzy (panowie od polityki) chodzą w garniturach, kontrastując z barwnym tłumem rzezimieszków, obłudników, duchownych, pijaków i zwykłych, trochę pobożnych, a trochę grzesznych obywateli. Osobną grupę tworzą policjanci we współczesnym umundurowaniu, którzy naprawdę się zarówno reżyserowi, jak aktorom udali. Pokazanie dynamiki tłumu i synekdotyczne obrazy rozkładu sił w mieście/państwie to zresztą najciekawsze elementy spektaklu, który udając zmyślną i uniwersalną satyrę na polityków, staje się – niestety – mdły.

Co istotne, Donnellan mimo dramaturgicznych skrótów pozwala wybrzmieć elżbietańskiemu pisarzowi, a widzom poddać się starej opowieści o dwulicowej władzy, prawie podatnym na instrumentalne interpretacje, lisiej świętości i mikrokosmosie płatnych uciech. Jest to jednak Szekspir zdławiony i poskromiony. Reżyserowi nie udało się bowiem balansowanie między wpisanymi w tekst paradoksami ani wydobycie obecnego w nim mięsa.

Alicja Müller

***

Miarka za miarkę, reżyseria: Declan Donnellan, Cheek by Jowl (Wielka Brytania) i Teatr Puszkina w Moskwie (Rosja)