O brokacie

31 lipca 2017
Stracone-zachody-miłości-reż.-Iwo-Verdal-fot.-Sebastian-Góra-www.sebastiangora.com_.jpg

Stracone zachody miłości są ironiczną opowieścią o ludziach urodzonych w latach 1980–2000, o nowoczesnym syndromie Piotrusia Pana, estetycznym bałaganie i ciągłym poczuciu braku przynależności do konkretnego pokolenia. Ivo Vedral zbiera wszystkie skompromitowane (lub nie) mody ostatnich dwudziestu lat i kreśli wierny portret nowoczesnego pokolenia.

Na scenie zarzuconej zbieraniną mebli, kabli i kiczowatymi elementami wystroju wnętrz pojawia się Ćma (Joanna Graczyk) i w rytmie electropopu wyśpiewuje prolog. I oto na zgliszczach poprzedniego systemu rozpoczyna się przedstawienie, w którym komedianci zatańczą wyłącznie do tego, co sami sobie zagrają. A zagrają wiele, bo szafowanie konwencjami przychodzi im z dużą łatwością, a co najważniejsze – nie jest ono bezmyślne.

Krytyczne odwołania do innych twórców i dzieł pojawiają się na kilku płaszczyznach. Tandetne kostiumy: cekinowe kurtki, sztuczne futerka, świecące leginsy i kolorowe skarpetki, przetykane nieznacznymi elementami kostiumu historycznego jak mankiety czy buty linkują rozwiązania estetyczne charakterystyczne dla filmów Baza Luhrmanna czy Julie Taymor. Aktorzy płynnie przechodzą z konwencji gry znanej na przykład ze spektakli Krzysztofa Warlikowskiego (chociażby Don Adriano de Armado Piotra Dębowskiego kojarzy się z Taktykiem Marka Kality z Kruma), ale nie boją się wprost cytować skeczy kabaretowych takich grup, jak Neo-Nówka czy Paranienormalni. Reżyser zadbał również o drobne szczegóły – nawiązania do gestów charakterystycznych dla postaci sceny końca XX i początku XXI wieku jak Michael Jackson czy David Bowie. Na to wszystko nałożono elektroniczną muzykę, „zaciągającą” dobrze znanym disco. Mieszanka jest wybuchowa, ale czuć w niej świadomość reżyserską i pewną rękę w montażu scen. Dokładnie wtedy, gdy można odczuć zmęczenie konkretną konwencją, dostajemy inną, równoważną.

Komedia Szekspira zyskuje nową jakość i wymowność w opowieści o pokoleniu Y. Przestaje być tylko sprawnie przygotowaną „cieszotką”, a zaczyna opowiadać o czymś znacznie ważniejszym. Być może temat zabawy i lekkiego podejścia do życia jest jednym z tych, które powinniśmy przemyśleć, ale bardziej interesuje mnie inne rozpoznanie Vedrala. Tylna ściana sceny pokazuje pewien charakterystyczny nocny ogród, a na niebie świeci przerażająco wielki księżyc czy też planeta, która w Melancholii von Triera zniszczy ziemię. Czy to oznacza, że znów jesteśmy u pewnego kresu, że czas hipsterów, najntisów i millenialsów się wyczerpał?

Mira Mańka

***

Stracone zachody miłości, reżyseria: Ivo Vedral, Policealne Studium Aktorskie przy Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie (Polska)