Grać Gburleta do kotleta

4 sierpnia 2017
Gburlet-reż.-Piotr-Kosewski-fot.-Sebastian-Góra-www.sebastiangora.com_.jpg

Z tytułem tego tekstu jest trochę jak ze słynnym dowcipem opowiedzianym na falach Radia Erewań: „Czy to prawda, że na placu Czerwonym rozdają samochody? Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną”.

No dobrze – aktorzy nie występują tak zupełnie do kotleta, tylko na ulicy Długiej, dla gapiów, znudzonych dorosłych i ich dzieci oderwanych od fidget spinnerów, pana w stroju Minionka i kapiących lodów. I nie „grają Gburleta”, tylko „zgrywają się”. Hej – zapytałby ktoś – ale czy nie o to właśnie chodzi, o zaraźliwy ludyczny żywioł, o wychodzenie ze sztuką do ludzi, o popularyzatorską misję ulicznego teatru?

Niby tak, ale zanim widzowie zdążą się dopchać, pokrążyć trochę, znaleźć odpowiednie miejsce, nadepnąć na kilka stóp, dopytać, kto zacz, po co i dlaczego, to nagle cała sztuczka dobiega końca i aktorzy ustawiają się do oklasków. Hej – ktoś może spytać po raz kolejny – przecież tak miało być, wszak to Jeremi Przybora i jego humorystyczny Gburlet, zwany inaczej Hamletem chuligańskim, a przecież ów (Przybora, nie Hamlet) wielkim satyrykiem był. Owszem, ale trzeba pamiętać, że tekst współzałożyciela Kabaretu Starszych Panów to tylko literacka ciekawostka, co prawda urocza i zabawna, ale mogąca zaistnieć tylko jako część wkomponowana w większą, kabaretową całość. Co celne i zabawne w krótkim tekście, niekoniecznie musi być zabawne i krótkie w warunkach scenicznych.

Pisać nie ma o czym. Jest Gburlet (Piotr Kosewski) wysztafirowany na modłę hipsterską, jednak ze zgoła anachroniczną szpadą w ręce. Jest Ofelia (Paulina Wojtowicz), jakby wycięta z płótna Waterhouse’a, która po odegraniu swojej rólki siada na parapecie w witrynie sklepu z wymownym szyldem „Cepelia”. Są i inne postaci, określane za pomocą prostych gagów, zagrane momentami dość lekko, jednak nie na tyle, by wykrzesać frenetyczną energię.

Wszystko rozumiem – że to spektakl pretekstowy, „specjalnie-na-tę-okazję”, że nie ma aspiracji do stania się wielką sztuką, że to tylko, ekhem, doraźny kabaret, pięciominutowy przerywnik, teatralny muzak et cetera. Szkoda tylko artystów, bo jak już coś robić, nawet bez niebosiężnych ambicji, to można to ugryźć w sposób błyskotliwy.

Stos trupów rośnie, a mi zostało zetrzeć lodową ciapę z buta i ruszyć dalej.

Agata Tomasiewicz

***

Gburlet, reżyseria: Piotr Kosewski, Teatr Specjalnie na Tę Okazję (Polska)