Everyone’s Hero

7 sierpnia 2017
O-nic-reż.-Natalia-Orkisz-fot.-Sebastian-Góra-www.sebastiangora.com_.jpg

Jeszcze nie umilkł tupot żołnierskich kroków, a już ojciec ściąga troki gorsetu weselnej sukni Hero. Bohaterka całego zamieszania stoi nieruchomo i, niczym Gombrowiczowska Iwona, patrzy – choć swoją milczącą obecnością bynajmniej nie jest w stanie zmienić relacji rządzących mesyńskimi bohaterami.

Wiele hałasu o nic to kolejna komedia wystawiona w ramach tegorocznego Festiwalu Szekspirowskiego, po bodaj najbardziej oczywistym Poskromieniu złośnicy, które można przeczytać kluczem feministycznym. W przeciwieństwie do Katarzyny, napiętnowanej za bezceremonialne wyrażanie emocji i poglądów, Hero to bohaterka niewyemancypowana – milcząca, wycofana, wklęta w patriarchalny model, w którym zaślubiny są usankcjonowanym rodzajem transakcji. Feministyczny walor utworu wzmacnia wielka intryga z domniemanym zbrukaniem cnoty i zdradą w tle. Z opisu zawartego w programie wynika, że reżyserka postanowiła się przyjrzeć przyczynom alienacji protagonistki (a jeżeli coś wynika przede wszystkim z programu, to jest to niespecjalnie pomyślna diagnoza).

Owszem, postacie znajdują się w sytuacji paraliżu komunikacyjnego. Świadczy o nim nawet scenografia, której dominantę stanowi zdewastowane pianino. W tym świecie dotychczasowy porządek został zaburzony. Hero, na ogół niema, raz przeczyta kwestię z kartki, jakby recytowała swoją kobiecość i, najogólniej, człowieczeństwo – ten trop jednak zaraz się urywa. Nieproporcjonalnie dużo scenicznego czasu zajmuje scena balu, rozegrana w prawie całkowitej ciemności, przy wykorzystaniu zwierzęcych masek. Można ją interpretować jako próbę nawiązania kontaktu „wbrew” słowom czy też „pomimo” słów. Fizyczny aspekt gry aktorskiej stanowi zresztą niezwykle ważną część spektaklu. Trącące sztucznością przekomarzanki Benedicka (Kacper Lech) i Beatrycze (Dominika Handzlik) przetykane są momentami, w których zalotnicy oddają się cielesnej ekspresji. W podobny sposób skonstruowano scenę oficjalnego przekazania oblubienicy Claudiowi (Marcin Urbanke). Hero (Grażyna Sobocińska) nie wypowie ani jednego słowa, mimo to onieśmiela przyszłego małżonka natarczywością, uporczywie wodząc za nim wzrokiem i zmuszając do przyjmowania nienaturalnych pozycji. Prawda stara jak teatr – w fizycznym działaniu zawiera się wszystko, czego nie zdołają pomieścić słowa.

Ów zalążek pomysłu nie został jednak dostatecznie rozwinięty. Gdzieś się rozmydla Szekspirowska intryga. Rozumiem, że reżyserka chciała zbadać jedynie wycinek całości, ale bez wyraźnie zarysowanego wątku fałszywego oskarżenia i jego konsekwencji słabnie oskarżycielski potencjał inscenizacji. Przedstawienie zostało rozegrane w śmiertelnej powadze (zręczne manewrowanie między serio a buffo wzmocniłoby przekaz; nie bez przyczyny w humanistyce tyle uwagi poświęca się powadze ironii). Całość uzupełnia przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa z piosenkami Beatlesów i Fleet Foxes – słowa utworów są jednak zbyt ilustracyjne, a co za tym idzie – sprzyjające jednotorowej interpretacji.

Wreszcie nadchodzi finał – dla mnie niezrozumiały, choć jeśli ktoś przekona mnie do konkretnego odczytania, uderzę się w pierś. Leonato (Roman Gancarczyk) zamyka przestrzeń gry, zmieniając ustawienie pianina. Siada obok instrumentu, w milczeniu spogląda w dal. W tle pląsają balowicze – choć, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, należałoby powiedzieć: żałobnicy. Zapada ciemność, nie nadchodzi oczyszczenie. Zamiast alkowy – niepokojąco roztańczona krypta. Co dalej…?

Agata Tomasiewicz

***

O nic, reżyseria: Natalia Orkisz, PWST w Krakowie (Polska)